Uwielbiamy pierwsze chwile w nowym miejscu. Po wylądowaniu
wysiadasz z samolotu, wychodzisz z lotniska i uderza cię zwykła rzeczywistość,
jakże inna niż ta, którą zostawiłeś kilka czy kilkanaście godzin temu wsiadając
na pokład samolotu.
Często jest to ciepłe i gęste powietrze, czasem gorące i
wilgotne niczym w saunie. Patrzysz w prawo, patrzysz w lewo – dookoła pełno
ludzi, dla których jest to kolejny, normalny dzień w pracy taksówkarza,
sklepikarza, kasjera itd… A dla Ciebie zaczyna się kilkunastodniowa przygoda!
Wszystko dookoła jest inne, wszystko jest nowe, z każdym krokiem zdobywasz kolejne
doświadczenia – rewelacja!
Dla spokojnej aklimatyzacji plan Twojej podróży często
zakłada spokojny pierwszy dzień przeznaczony na zwiedzanie miasta, w którym wylądowałeś. Tak
było w przypadku naszej wycieczki do Indii: zwiedzić Mumbaj od rana do
wieczora.
Wstajemy wcześnie rano, bierzemy taxi (70 rupii = 4 zł) z
centrum na południe miasta do dzielnicy Colaba. Tu zaczynamy zwiedzanie.
Jest tak wcześnie, że wejście na teren „Gateway of India”-
łuk triumfalny - symbol zwycięstwa Indii, jest jeszcze zamknięte. Wystarczy nam
jednak spojrzenie zza bramek i idziemy dalej. Tuż obok znajduje się okazały
hotel – Taj Hotel. I jak to w Indiach bywa – mamy tu zderzenie bogactwa z
biedą. W okolicach Taj Hotel i Bramy Indii śpią na chodnikach, pod gołym
niebem, całe rodziny. Widok ten będzie się jeszcze przewijał dzisiejszego dnia.
Lekko wstrząsające obrazki – szczególnie brudne, półnagie dzieci śpiące
bezpośrednio na płytach chodnikowych.
Gateway of India o brzasku |
Ogromny Taj Hotel |
W pobliżu Gateway of India i Taj Hotel. |
Smutny widok. |
Po drodze mijamy mnóstwo pięknych budowli, np. bibliotekę, ogród położony w środku dużego ronda, Majdan – czyli zespół parkowy, gdzie pośród gmachu uniwersytetu i wieży Radżabaj rozgrywane są mecze krykieta.
Pranie na chodniku? Można? Można! |
Nie ma jeszcze południa, dlatego w biegu wypijamy czaj (taki jak tu) i biegniemy na stację kolejową, która sama w sobie jest niesamowicie interesującym, zabytkowym budynkiem. Udajemy się na stację Mahalaxmi, by zobaczyć największą pralnię w Mumbaju – Dhobi Ghat – więcej o pralni Dhobi Ghat w kolejnym poście.
Tego samego dnia udaje nam się spotkać kogoś, na kim bardzo nam zależało, a to za sprawą filmu „Smak curry”, czyli „The Lunchbox” (o filmowych inspiracjach pisaliśmy w Indie - trasa). Spotkaliśmy prawdziwych dabbawalów (Tiffin Boy), czyli osoby roznoszące gorące posiłki w specjalnych termosach (dabba, tiffin box) z domów konkretnych osób do ich miejsc pracy. (Do tej pory zastanawiam się, dlaczego pracujące osoby nie biorą ich po prostu ze sobą, wychodząc rano do pracy. Argumenty są takie, że za wcześnie zaczynają pracę, nie wpadli na pomysł, żeby szykować obiad dzień wcześniej, a najbardziej prawdopodobne jest to, że żona przygotowuje świeżuteńki, gorący obiad, po wyjściu męża do pracy i ten dostaje go dopiero od dabbawala).
Odwiedziliśmy też niesamowite miejsce – Borivali Park na północy miasta – z ulicznego zgiełku, w kilka chwil przenosisz się do Sanjay Gandhi National Park o powierzchni ponad 100 km kwadratowych! Na własną rękę możesz zwiedzać jedynie skrawek parku, żeby wejść głębiej niezbędny jest pan przewodnik! W Borivali Park znajdują się jaskinie, imponujące wzniesienia skalne, a także niesamowita flora i fauna. Mieszkają tu małpy, lisy, zające, jelenie, antylopy, hieny a także pantery! W parku spotkać można krokodyle, kobry, jaszczurki, żmije. Podobno rośnie tu też roślina, która zakwita raz na siedem lat. Powyższe fakty uzasadniają organizację parku: sam możesz zwiedzić tylko małą część, chcesz więcej – musisz wziąć przewodnika, a i ten nie oprowadzi cię po całym parku. Tak czy siak, miejsce to jest idealnym schronieniem przed południowym skwarem i wszechobecnym hałasem i chaosem Mumbaju.
Kolejnym punktem zwiedzania Mumbaju w jeden dzień była
świątynia Kriszny – ciekawe miejsce, jednak: buty, plecak oraz aparat foto
trzeba zostawić w szatni. Świątynia w ciągu dnia jest zamykana na jedną
godzinę, między 16 a
17. Mieliśmy kilkanaście minut do godziny 17, w tym czasie wybraliśmy się na
pobliską plażę. Woda – jak na realia stolicy Indii – jest w miarę czysta, jednak nikt się w niej nie kąpał. Odpoczęliśmy
chwilę w barze na plaży, za kawę i mango shake (oba napoje bardzo słodkie)
zapłaciliśmy 110 rupii (ponad 6 zł) – to sporo więcej niż w mieście.
Ostatnim miejscem, gdzie dorwała nas już późna noc, był niesamowity meczet Haji Ali Dargah na wyspie, do której dochodzi się po usypanej, kamiennej grobli. Podobno meczet wybudowano, aby uczcić pamięć bogatego kupca muzułmańskiego, który zmarł podczas pielgrzymki do Mekki. Oczywiście przed wyruszeniem w drogę kupiec wyzbył się wszelkiego bogactwa, które posiadał.
Po zmroku meczet jest pięknie podświetlony. Do środka można wejść tylko po zasłonięciu głowy – oddzielne wejścia dla kobiet i mężczyzn. Idąc groblą, widzieliśmy brud, jaki znajduje się na dnie morza – trafiliśmy na odpływ (podobno, kiedy poziom wody jest wysoki, nie zawsze da się przejść przez groblę). W ciągu dnia z daleka widać jakby meczet unosił się nad powierzchnią oceanu.
Droga do świątyni pełna jest straganów z najróżniejszymi bibelotami, a na skraju grobli po obu jej stronach siedzi mnóstwo żebraków.
- pokój dwuosobowy w centrum miasta, z łazienką na korytarzu i szczurem w toalecie, za 700
rupii za noc to dobra cena jak na Mumbaj (40 zł) – Mumbaj Stay Inn. W innych
miastach ceny spadają nawet o połowę!
- tuk-tuk z lotniska do miasta (stacje kolejowe: Vile parle lub Andheri) kosztuje 70 rupii = 4 zł.
- wejście do Parku Narodowego Borivali kosztuje 40 rupii
(ok. 2,5 zł).
- w Parku Borivali można wypożyczyć rowery; 1 rower na 2 h to
60 rupii (ok. 3,5 zł).
- powrót taksówką późną nocą z meczetu Haji Ali Dargah
do centrum Mumbaju, wiąże się z gigantycznymi korkami, a cena przejazdu to 100
rupii (niecałe 6 zł).
Śpiący ludzie na ulicach, dworcach to smutny, przygnębiający....niestety tez codzienny widok w Mumbaiu. Mimo wszystko miło wspominamy to miasto, pralnię targ owoców, targ ryb, parsyjską restaurację, spotkanie z dabbawala, kontrasty, hałas, rozgrzane powietrze, tygiel doznań :) Miło popatrzeć na Mumbai Waszym okiem, pozdrawiamy :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Będziemy zaglądać na Akacjowy Blog poczytać o Waszym spojrzeniu na Indie.
OdpowiedzUsuńCiekawa relacja z podróży. Z ciekawością będę tu zaglądała :)
OdpowiedzUsuńAgnieszko, dziękujemy i zapraszamy! :)
UsuńBoże, jestem przerażona widokiem śpiących ludzi na chodnikach.
OdpowiedzUsuńTych co u nas narzekają pasowałoby wysłać w takie miejsce chociaż na jeden miesiąc. Jestem pewna, że po powrocie każdy człowiek wróciłby odmieniony.
Pozdrawiam:)
To rzeczywiście smutne, jak ciężki jest los niektórych ludzi.
UsuńAha. Dopiero dzisiaj odkryłam Waszego bloga i bardzo mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńMarysiu, bardzo dziękujemy!
UsuńWspaniała relacje :-) Indie to nasze marzenie, które może w przyszłym roku się spełni :-)
OdpowiedzUsuń